literature

PrusPol - Zaklad

Deviation Actions

Stefan-chan's avatar
By
Published:
6.2K Views

Literature Text

Po wielkiej hali sportowej roznosił się echem dźwięk odbijających się od parkietu piłek.
- Nie trafisz. – Boisko podzielono na pół – jedna cześć dla siatkarzy, druga dla koszykarzy.
- Ja, NIE TRAFIĘ? – Uczniowie, którym już znudziły się ćwiczenia fizyczne, rozsiedli się na trybunach, trajkocząc między sobą i korzystając z nieobecności nauczyciela.
- To spróbuj. – Pomarańczowa piłka wylądowała w rękach Łukasiewicza. - No to co? Może zakładzik? – Arthur zaplótł ramiona na torsie, stukając palcami o przedramię i wodząc oczami po Feliksie. Nie ma mowy, żeby tymi wątłymi rączkami to mu się udało, ale skoro koniecznie chce przegrać, to czemuż by nie skorzystać z takiej okazji?
- Jeśli chcesz. – Feliks uśmiechnął się. Pewnie uniósł głowę do góry i poklepał chropowatą powierzchnię okrągłego przedmiotu, w którym pokładał nadzieję na swoją wygraną.
- Przegrany stawia piwo! – krzyknął ktoś z tłumu. Felek i Arthur skinęli głowami.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. – Toris w końcu dopchał się do przyjaciela , który jak zwykle lekkomyślnie najpierw mówi, a dopiero potem myśli. Feliks odepchnął go na bok i wysunął się do przodu. Ułożywszy sobie piłkę na prawej dłoni, przymierzył się do rzutu. Wszyscy wstrzymali oddech kiedy piłka znalazła się w powietrzu, śledząc uważnie jej trasę. Dwa uderzenia serca i trafiła… prosto w środek głowy Gilberta, stojącego kilka kroków przed koszem. Odbiła się parę razy od ziemi i potoczyła w swoją stronę, a mała grupa stojąca za plecami Feliksa wybuchła śmiechem.
- Brawo! – Ze łzami w oczach powiedział Arthur i położył rękę na plecach Feliksa, stojącego z głupawą miną i uporczywie wpatrującego się we wściekły wyraz jaki wykwitł na twarzy Gilberta.
- Ty mała mendo… - warknął Beillschmidt, zostawiając Antonia, z którym chwilę temu rozmawiał, i ruszył w stronę blondyna. Spłoszony Feliks odskoczył w tył, wpadł na Torisa, prawie go przewracając, po czym popędził przez salę. Wbiegając na część dla siatkarzy zgrabnie wymijał graczy, plącząc się pod ich nogami i starając się unikać piłki, krążącej z jednej połowy na drugą. Błyskawicznie dopadł do drzwi prowadzących do magazynu, szarpnął za klamkę i wbiegł do środka, wzrokiem przeczesując pomieszczenie. Upatrzywszy sobie idealną kryjówkę, wskoczył na kozła, a znalazłszy się po jego drugiej stronie, wśliznął się w trójkątną szczelinę utworzoną między materacami a ścianą. Jego przyspieszony oddech mógł go zdradzić w cichym, odizolowanym od wszelkich hałasów miejscu, dlatego zakrył sobie usta dłonią, starając się jak najszybciej ustabilizować oddech. Nieszczęsne drzwi znowu się uchyliły, a leżący na ziemi Feliks zobaczył białe tenisówki Gilberta.
- Wiem, że tu siedzisz – syknął Beillschmidt, blokując swoim ciałem jedyną drogę ucieczki biednego Łukasiewicza.
- Jak cię znajdę to pożałujesz, że wstałeś dziś z łóżka. - Zimna podłoga wywoływała dreszcze, stykając się z nagim brzuchem, odsłoniętym przez podwiniętą koszulkę. Buty Gilberta zniknęły chłopakowi z oczu, a sądząc po głośnym tąpnięciu Beillschmidt, wpadł na pomysł poszukania go po drugiej stronie kozła.
Łukasiewicz odetchnął głębiej, gdy kroki oddaliły się gdzieś na tył pomieszczenia - biedaczek nie wiedział, że jego spokój zostanie zakłócony tak szybko. Materac oderwał się od ściany, hałaśliwie spotykając się z kaflami. Feliks głośno przełknął ślinę, powoli obracając głowę. Gilbert złośliwie wyszczerzył zęby.  Umrę – pomyślał Łukasiewicz, po czym rzucił się jak opętany przed siebie, szorując po podłodze kolanami i zdzierając z nich naskórek.
- Mowy nie ma! – warknął Gilbert i rzucił się na Felka, sprowadzając go z powrotem do parteru i wywołując kolejny dreszcz. Upłynęła dobra chwila, w czasie której Feliks szarpiąc się, starał zrzucić z siebie leżącego na nim Gilberta, tamten natomiast próbował jakoś przyblokować ręce chłopaka, nieustannie mu się wyślizgujące, co rozzłościło go jeszcze bardziej. Na skraju wytrzymałości złapał w silnym uścisku nadgarstek Feliksa i wykręcił mu rękę nad głową, dodatkowo przyciskając kolano do jego klatki piersiowej. Tamten jęknął cicho i natychmiast przestał się wyrywać, kierując zielone tęczówki na twarz Gilberta. Oboje oddychali szybko, zmęczeni szarpaniną, która przed chwilą się zakończyła.
- No i ? – zapytał blondyn, którego usta wykrzywiły się w jakimś dziwnym uśmiechu. – Co teraz? – Przekrzywił głowę na bok, a blond kosmyki zsunęły mu się po szyi. Gilbert zmrużył oczy, wzmacniając uścisk na jego dłoni. Nagle pochylił się nad Feliksem, a gdy zetknęli się policzkami, szepnął mu do ucha:
- To bolało, wiesz? – Ton jego głosu zmienił na bardziej spokojny. – Jak myślisz, co powinienem ci zrobić?
- Zostawić w spokoju? – rzucił i uśmiechnął się niewinnie.
- Zła odpowiedź. – Feliks poczuł narastający na szyi ból. Szczęka Gilberta zacisnęła się nieco mocniej na jego skórze.
Feliksowi w końcu udało się oswobodzić rękę i zepchnąć z siebie Beillschmidta. Chłopak wylądował na podłodze, oblizał wargi, a w jego czerwonych oczach pojawił się figlarny błysk.
- Czy ciebie do reszty pojebało?! – ryknął Feliks i zakrył dłonią bolące miejsce. – Nie mogłeś mi po prostu przyłożyć? – bulwersował się. Przymrużył oczy, patrząc jak Gilbert perfidnie się z niego nabija. Mrucząc pod nosem przekleństwa i groźby podniósł się, i dokładnie tak samo jak wcześniej, przeskoczył przez kozła i opuścił magazyn.

~~ Dzień później

Oparty o ścianę Gilbert, z założonymi na piersiach rękoma wpatrywał się w Francisa. Nie skupiał się szczególnie na słowach potokiem wypływających z ust kolegi. Szczerze, co go obchodziło jakieś żarcie, ta maruda Arthur, czy też cokolwiek innego co było tematem jego monologu. Beillschmidt ziewnął zakrywając usta dłonią.
- Bonjour, Feliksie – przerwał swoją paplaninę Francis i mrugnął do stojącego przed nim chłopaka. Gilbert niechętnie obrócił głowę. Spod lekko przymrużonych oczu, przyglądał się blondynkowi, którego szyja była szczelnie owinięta arafatką. Feliks mierzył go identycznym wzrokiem. Francis rzucił jeszcze kilka słów, chyba na pożegnanie, bo obrócił się na pięcie i nucąc pod nosem jakąś piosenkę zaczął się oddalać.
- Czyżbyś się przeziębił ? – rzucił ironicznie Gilbert i wyszczerzył zęby, obracając się całym ciałem w stronę Feliksa i postępując krok na przód.
- Po szkole grasuje jakiś psychopata, który chyba myśli, że jest wampirem – odpowiedział spokojnie Feliks, odepchnął rękę Gilberta i chciał go wyminąć. Tamten zagrodził drogę Łukasiewiczowi i ze swoim wrednym uśmiechem, który nieustannie gościł na jego twarzy, pociągnął za róg arafatki odsłaniając szyję Feliksa.
- Fajny kolorek – powiedział widząc fioletowego siniaka, uformowanego w piękny owal. Feliks odepchnął go od siebie i szybkim krokiem ruszył przez korytarz. Niestrudzony Gilbert, któremu cała sytuacja była jak najbardziej na rękę, bo wkurzanie jednostek takich jak ten tutaj blondyn sprawiało mu radość i dawało sens życia, bezczelnie zaczął wchodzić za Łukasiewiczem po schodach, zachowując odstęp mniejszy niż metr i nieustannie rechocząc pod nosem. Nic więc dziwnego, że Feliks zaciskając pięści tak mocno, że aż pobielały mu knykcie, był na skraju wytrzymałości. Nie chcąc robił scen przy świadkach wszedł do najbliższej klasy, poczekał aż jego cień w postaci Gilberta wtoczy się tu za nim, po czym zatrzasnął drzwi, oparł się o nie, zaplatając ręce na torsie i z niezwykle zirytowaną miną spojrzał na Gilberta.
- Uuuu. – Beillschmidt po raz kolejny się zaśmiał i naśladując kolegę ułożył ręce na piersi. Cóż, był mistrzem w dziedzinie działania na nerwy.
- Słuchaj, odpierdol się ode mnie. – Oczy Feliksa przybrały gniewny wyraz, jasno komunikując, że zaraz wybuchnie.
- Nie słonko, to ty się uspokój. – Przybliżył się i złapał Feliksa w pasie. Gilbert odskoczył w tył w samą porę, żeby uniknąć Felkowej pięści. Twarz blondyna zrobiła się czerwona i wydawało się, że ma ochotę zniszczyć wszystko na swojej drodze.
- Uduszę cię jak psa ! – warknął Feliks. – Myślisz, że ekierką da się zabić? – Wzrok Gilberta powędrował, na wiszące na ścianie przyrządy geometryczne, ale tylko na chwilę, bo dłuższe spuszczenie z oka demona zamkniętego w ciele stojącego przed nim chłopaka mogło skończyć się tragicznie.
- Nie próbowałbym – powiedział i przełknął ślinę. – To jest karalne. – Feliks ruszył w jego stronę z aktywnym trybem małego sadysty. Mrucząc coś pod nosem zbliżał się do Gilberta, cofającego się na tył klasy.
Co by tu zrobić? Mózg Gilberta zaczął podsuwać różne propozycje, jak wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Przesuwając się na bok, złapał Feliksa za rękę i zgrabnie przyciągnął go w swoją stronę, po czym przygwoździł do ściany. Przytrzymując mu nadgarstki pochylił się i pocałował go. Skrzywił się czując jak tamten zaciska zęby na jego wardze i najwyraźniej nie ma zamiaru przestać, ale skoro to miało go jakoś uspokoić, to lepsze to, niż śmierć spowodowana ekierką.
- Zadowolony ? – zapytał Gilbert sprawdzając czy usta są na właściwym miejscu. Z głośnym westchnięciem opadł na ławkę, przelotnie patrząc na stojącego pod ścianą Feliksa.
- Następnym razem jak mnie zdenerwujesz to cię zamorduję – burknął Felek, ale wcale nie zabrzmiało to jak groźba. Poprawił arafatkę i ruszył w stronę drzwi.
- Do następnego – rzucił Gilbert i przymknął powieki, nabierając powietrza przez usta.
Opowiadanie na konkurs :iconpruspol-club:
Mam nadzieję, że się spodoba xD. Zagubione na pendrivie, po licznych poprawkach, w końcu się doczekało i zobaczyło światło dzienne ^^
Nie miałam zupełnie pomysłu na tytuł, a na pytanie: "jaki dać tytuł" usłyszałam:
- Dostał piłką w łeb – prawie go zabiło
- Magiczna piłka powodem nadmiernej agresji
- Zabić ekierką
- Przyszły ekierkozabójca
- Bum bum
- Żuk
Tak więc po wielu próbach i męczarniach przeszedł "zakład".
© 2012 - 2024 Stefan-chan
Comments63
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
ScarletDiamont's avatar
Przez cale opowiadanie mialam banana na twarzy. Dobre